poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział VII

"I'm so fancy, you already know, 
I'm in the fast lane from L.A. to Tokyo"

  • Może być? - tym razem mój rozmówca zwraca się do Fabregasa, stojącego za mną.

Lekko zdziwiona zerkam to na jednego to na drugiego.
  • Przepraszam – mówi Cesc i przekrzywia głowę w prawo, robiąc śmieszny grymas – prosiłem tego debila, żeby chociaż postarał się być miły.
  • To co mówiłaś o moim imieniu? - Neymar ukazuje rząd białych zębów i charakterystycznie unosi brew.
  • Że jest dziwne, rzadko spotykane i wygląda jakby było strasznym dupkiem – wyrzucam z siebie.
  • Nadal rozmawiamy tylko o słowie? - wtrąca się Karo. Wszystkie oczy są skierowane na mnie.
  • Może rundka Fify? - rzuca któryś z gości i ratuje mi życie.
  • Rozlosujmy grupy i zróbmy mistrzostwa – dopowiada ktoś inny.
  • Świetny pomysł – łapie Fabregas – ja idę poszukać płyty, a wy załatwcie formalności.
  • Może ja, Karo, Naymar i Leo to jedna grupa, a Gerard, Cesc, Dominika, Lidia i Cristian to druga? - proponuje Bartra.
  • Ja nie gram – oponuje Lidia.
  • Ani ja – wtrąca się Karolina.
  • Okej, załatwione – podsumowuje dumny z siebie Marc.
  • A Domi? - dopytuje Neymar, patrząc na mnie z politowaniem – to w końcu dziewczyna, co ona może wiedzieć o fifie.
  • Uwielbiam tę grę. Zawsze ogrywałam w to mojego kuzyna – który swoją drogą jest ode mnie siedem lat młodszy - ale nie bój się, dam ci fory – odpowiadam pewnie.
  • Włączył ci się tryb dowcipnisia – odpiera sarkastycznie i po chwili dodaje: - nie masz ze mną najmniejszych szans.
  • Założymy się – wypalam bezmyślnie. Nie wiem czemu to robię, skoro właściwie stwierdził najoczywistszą oczywistość.
  • O trzy życzenia.
                      Czekaj.. o co? W mojej głowie włącza się czerwona lampka i miliard napisów „nie wchodź w to”, serce jednak podpowiada mi, że wyjdę na tchórza jeśli nie przystanę na propozycję.
  • Na jakich zasadach? - unoszę głowę, wypinam pierś i staram się wyglądać najdumniej jak potrafię.
  • Dobra, jeżeli dojdziemy do finału, to wygrany może poprosić o trzy rzeczy przegranego, który musi spełnić prośby – tłumaczy spokojnie, jak gdyby cały ten zakład był już wygrany przez niego.
  • Jakie są ograniczenia? Bo przecież nie można poprosić o wszystko ... - przez myśl przewija mi się teraz wiele obrazów.
  • Chyba nie myślisz, że ja chciałbym od ciebie coś ten... - unosi jedną brew i wparuje się we mnie z pogardą.
                       Czuję uderzenia gorąca, no to się zbłaźniłam! Chęć zapadnięcia się pod ziemię jest silniejsza niż kiedykolwiek.
  • Chodziło mi o to.. - lekko się jąkam, mój język jest nieco zdrętwiały i mam wrażenie, że zaraz zacznę seplenić – ja potrzebuję tylko jednego życzenia: zniknij z mojego życia! Pasuje?
  • Jak najbardziej – odpowiada pewnie.
                       No i zaczyna się. Biorę pada do ręki pada, wszyscy z niecierpliwością wpatrują się we mnie, kiedy wybieram drużynę. Oczywiście, mój wybór pada na Chelsea, którą wręcz ubóstwiam. Gram z Pique, z którym jakimś cudem udaje mi się wygrać 2:1. Neymar tymczasem ogrywa Messiego 8:0. Zaczynam wpadać w małą panikę. Na szczęście Fabregas zwycięża z Tello, jest dobry i może z łatwością mnie pokonać. To moja jedyna szansa. Po prostu powiem, że odpadłam w przedbiegach, a mój biały rycerz pokona tego impertynenta.
                       Wybijam ze środka i biegnę jednym zawodnikiem do bramki, bez żadnych podań. O dziwo Cesc nie odbiera mi piłki. Chcę zawrócić, ale w ferworze walki guziki mylą mi się niemiłosiernie, trafiam do bramki. O co chodzi? Czy jestem aż tak dobra? Pierwsza połowa mija, wynik dalej jest ten sam. Zaraz na początku drugiej połowy strzelam sobie samobója i oddycham nieco spokojniej. Jeszcze tylko jeden samobój... który pada sekundę przed końcem meczu, niestety to Cesc sam sobie wbija bramkę. Rozgryzam jego strategię, chciał dać mi wygrać, by okazać się gentlemanem. No pięknie Cesc! - krzyczę w myślach – cóż za niedźwiedzia przysługa.
                        W końcu muszę stanąć w szranki z Neymarem, który oczywiście ograł Bartrę.
  • Mówiłem ci, ze jestem w tym mistrzem? - zadziera głowę i koncentruje się na ekranie.
                          Nawet nie wiem, kiedy padają golę. Koniec meczu nadchodzi zdecydowanie zbyt szybko, zaciskam nerwowo pięść na padzie, wpatrując się w końcowy wynik 18:1. To w ogóle możliwe?!

- Zakład to zakład – szepczę cicho i wychodzę na balkon, żeby ochłonąć.

Iggy Azalea - Fancy

***

Jeejku, przepraszam! 

Za tak długą nieobecność, za niedopracowany rozdział, za bycie nieprofesjonalną! Rozdział dodaję na życzenie Jesiki -pierwowzoru do postaci Lidii ( nawet raz zdarzyło mi się pomylić imiona). 
Jeśli nie chce wam się komentować - wybaczam, szczerze mówiąc ja też nie lubię blogów, na których wiecznie trzeba czekać na notki. Przepraszam też, że nie komentuję waszych blogów, obiecuję, że kiedy nadejdzie przerwa świąteczna, wszystko naprawię! 

Pozdrawiam.