„Decided that once again
I was just dreaming of bumping into
you”*
Świat tonie w odcieniach żółci
i czerwieni, dopiero co budząc się do życia. Kręte uliczki, które
wytrwale przemierzam świecą pustkami, przypominając szarą usłaną
asfaltem pustynię. Kroczę przed siebie lekko się chwiejąc.
Bynajmniej nie jestem pijana, a jedynie zmęczona kilkunastogodzinną
podróżą w średnio dogodnych warunkach. Jeżeli tym mianem
można określić popsuty fotel, który nie chciał się
rozłożyć i staruszkę, traktującą moje ramię jak poduszkę.
Rozmasowuję obolałą szyję i wzdrygam się na wspomnienie
hektolitrów śliny, wypływających z ust emerytki wprost na
mój bark. Jestem wyczerpana, wkładam słuchawki do ucha i
włączam jedną z piosenek Artic Monkeys. Moją
głowę wypełnia dudniąca muzyka, basy, perkusja, tonę w głębinach
dźwięku. Przymykam oczy, rozkoszując się zimnym powietrzem, które
rozwiewa mi ciemnobrązowe włosy. Robię kilka kroków po
omacku i wpadam na coś. Chcę się roześmiać, bo jestem pewna, że
to słup. Nie pierwszy raz zdarza mi się coś takiego. Powoli, jakby
od niechcenia otwieram oczy i z przerażeniem odkrywam, że stoi
przede mną mężczyzna. Jest wyższy ode mnie, dobrze zbudowany.
Cofam się i wpatruje w jego usta, wygląda, jakby coś do mnie
mówił. Zdezorientowana wyjmuję słuchawki. Słyszę jedynie
bełkot, krzywię się, pragnę coś powiedzieć.
- Przepraszam, niezdara ze mnie – mówię cicho, mam nadzieję, że rozumie po angielsku.
- Widzę – odburkuje nieznajomy, patrzy na mnie spode łba.
Nie
mam ochoty na dyskusję, pocieram skronie i ziewam przeciągle.
Wyciągam z kieszeni skrawek papieru i z trudem odczytuję to, co
nagryzmoliłam w pośpiechu. Przy sklepiku skręć w prawo. Na rogu ulicy stoi mała drewniana chatka z dużym oknem, dzwonkiem
wiszącym nad drzwiami i prostokątną tabliczką. To pewnie ten
spożywczak. Wykonuję wcześniej zapisane polecenie i już po chwili
wyrasta przede mną stara kamienica, dach pokryty czerwoną dachówką,
łukowate okna i szare okiennice, ornament zdobiący brązowawą
ścianę tuż nad wielkimi drzwiami. A więc to tutaj. Przygładzam
białą, plisowaną spódnicę, chcę wyglądać perfekcyjnie.
Dopiero po chwili zauważam dwie płaskorzeźby, podniszczone anioły
z wykrzywionymi twarzami, zerkające na mnie z ukosa. A może to
tylko złudzenie? Sięgam do klamki i naciskam ją niepewnie. Takie
miejsca mają w sobie coś... magicznego. Jakby były zbudowane ze
snów, marzeń, słów, które padały w każdym z
tych mieszkań, krzyków i dziecięcego śmiechu. Jakby były
żywą historią. Wchodzę do moment mam wrażenie, że ktoś idzie
za mną, jednak nie dostrzegam nawet cienia żywego ducha. Głośno
przełykam ślinę i zatrzymuję się na trzecim piętrze. Naciskam
dzwonek dwa razy, tak dla pewności. Godzina jest jeszcze młoda.
Słyszę jakiś szmer i lada chwila zza drzwi wyłania się Lidia i
wykrzykuje coś po hiszpańsku. Nie jestem wstanie zrozumieć ani
słowa.
- Wiem, że dopiero piąta, ale... - zaczynam, a ona rzuca mi się na szyję. Nie mogę wydusić z siebie nic więcej.
- Domi! Tak dawno cię nie widziałam, cieszę się, że jesteś – entuzjastycznie wykrzykuje.
Potem wyrzuca z
siebie jeszcze potok słów, a ja stoję i słucham. Mimowolnie
uśmiecham się widząc jak wymachuje rękami, opowiadając o
przystojniakach na roku. Jest Havier i Antonio i Pablo i jeszcze
kilku, ale nie potrafię zapamiętać wszystkich imion. Mija kilka
dobrych minut, zanim orientujemy się, że wciąż stoimy na klatce
schodowej. Lidia gestem ręki zaprasza mnie do swojego mieszkania.
Jest śliczne i przytulne. Dwa nieduże pokoiki w zupełności
wystarczają mojej najlepszej przyjaciółce i jej
współlokatorce, której nie zdążyłam jeszcze poznać
osobiście. Wąski beżowy przedpokój rozwidla się na końcu,
po prawej stronie znajduje się podłużna kuchnia w odcieniach
ciepłego brązu i żółci, po lewej zaś mała łazienka,
lśniąca i biała. Wchodzimy do pokoju Lidii. Biała kanapa i meble
odcinają się na tle granatowych ścian. Uderza mnie woń cynamonu i
kwiatowych perfum. Rozsiadam się wygodnie, najchętniej położyłabym
się spać, muszę jednak zamienić choćby parę słów z moją
przyjaciółką. Opowiadam jej o podróży, o tym, jak
prawie zapomniałam mojej walizki na dworcu i o zderzeniu z
chłopakiem.
- Przystojny? - pyta zaintrygowana i lekko przygryza wargę.
- Nie wiem, nie zwróciłam uwagi – kłamię, czuję ciepło, wiem, że się rumienię.
- Aha, już ci wierzę – daje mi kuksańca w bok – ale porozmawiamy o tym później, teraz powinnaś się położyć.
Cieszę się, że
to mówi, bo moje powieki są ciężkie, ołowiane. Przykrywam
się ciepłym kocem i zamykam oczy, pogrążając się we śnie.
Słyszę śmiechy.
Ostre promienie słońca oślepiają mnie na moment. Musiałam
przespać dobrych kilka godzin, bo na moje oko jest już po
dwunastej. Wstaję i związuję splątane włosy w kucyk. Zdaję
sobie sprawę, że nie wyglądam najlepiej, przemywam więc twarz
zimną wodą i zdążam do kuchni, skąd dobiegają mnie chichoty.
Lidia szuka czegoś w lodówce, moją uwagę przykuwa jednak
druga postać – szczupła dziewczyna średniego wzrostu, szatynka o
małych niebieskich oczach i pełnych, malinowych ustach. Ubrana jest
w koszulę włożoną w czarne jeansy z wysokim stanem. Ma naprawdę
długie włosy, sięgające aż za łopatki. Domyślam się, że to
właśnie Karolina, o której tyle słyszałam.
- Jesteś przyjaciółką Lidii z Polski? - pyta i przygląda mi się trochę zbyt nachalnie.
Kiwam głową i
wyciągam do niej rękę.
- Domi.
- Karolina. Nie wiem, czy coś o mnie słyszałaś, ale mieszkam tu.
Uśmiecham się
grzecznie. Nie wiem co powiedzieć, szukam w głowie uniwersalnych
sformułowań, ale akurat nic nie przychodzi mi do głowy. Na
szczęście Lidia przychodzi mi z pomocą.
- Chłopak Karoliny to menadżer FC Barcelony.
- Interesujesz się piłką nożną? - pyta szatynka.
I to jeszcze jak,
myślę. Mecze oglądam od kiedy pamiętam. Jako mała dziewczynka
większość czasu spędzałam z kuzynem, który grał w
miejskim klubie juniorów i wciąż opowiadał mi o
zawodnikach, na których się wzorował, trenerach,
mistrzostwach... w końcu i ja przejęłam bakcyla.
Moje rozmyślania
przerywa dzwonek telefonu. Lidia łapie swój aparat i ucisza
nas przyciskając palec wskazujący do ust. Milkniemy natychmiastowo.
Z jej tonu wnioskuję, iż rozmawia ze swoją szefową.
- Słuchajcie dziewczyny – oświadcza płaczliwym tonem, kiedy odkłada telefon na miejsce. - Mam problem. Muszę szybko napisać coś dobrego. Macie jakiś pomysł?
Jestem pewna, że
dziewczyny zauważyły mój tryumfalny uśmieszek, bo wpatrują
się we mnie pytająco. A ja mam świetny pomysł.
- Ty jesteś dziewczyną menadżera Barcy – wskazuję na Karolinę. - Co ty – tym razem patrzę na Lidię – możesz wykorzystać w swojej pracy.
- Niby jak?
- Wywiad z piłkarzem! - mówię zniecierpliwiona.
Lidia potrząsa
przecząco głową, nie podoba jej się ta idea, tłumaczy, że nie
ma pojęcia o footballu, jednak Karolina sięga po telefon, żeby
wszystko załatwić.
- Z braku laku.. - potrząsa ramionami ze zobojętniałą miną. - Dla mnie to kilkuminutowa rozmowa, dla ciebie – jedyne wyjście.
I po pięciu
minutach już wiemy, owym sportowcem będzie Cristiano Tello.
- O co mam go spytać?! - unosi głos, ale nie jest zła, raczej bezradna, widzę to w jej oczach.
- Przebrniemy przez to razem – pocieszam ją.
* Artic Monkeys - why you call me when youre high
Ciekawie piszesz.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej :)
http://soul-ff.blogspot.com/
Blog świetny! Z niecierpliwością czekam na więcej rozdziałów. Mam nadzieję, że mój blog też Ci się spodoba. :)
OdpowiedzUsuńoszukac-przeznaczenie.jimdo.com
Wow, bardzo fajny blog. ;) Interesuję się dosyć sportem i piłką nożną, więc Twoje opowiadanie strasznie mi się podoba.
OdpowiedzUsuńOkej, zacznę od plusów:
- Piękny, prosty szablon, przejrzysta czcionka. Świetna, pasująca muzyka. Po prostu - cudo! :)
- Świetny opis uczuć Domi. Podoba mi się, jak opisałaś jej okropną podróż. Domi lubi muzykę - to dokładnie tak jak ja! :) A jak zderzyła się z tym chłopakiem, to aż się roześmiałam. Mi również się zdarza, gdy zakładam słuchawki, że zapominam o całym świecie. ;D
- Kim jest ten tajemniczy chłopak? Oj, myślę, że jeszcze nieraz o nim wspomnisz. Jestem strasznie ciekawa, kto to.
- Podoba mi się postać Lidii. Jest taka energiczna, pełna życia, zapatrzona w przystojniaków na roku. :) Określiłabym ją jako: "totalna optymistka".
- Ale Karolina również jest ciekawą postacią. W sumie w pierwszym rozdziale nie dowiadujemy się o niej dużo, ale tych kilka słów, w których ją opisałaś już sprawiło, że poczułam do niej sympatię. Musi być naprawdę niezwykłą dziewczyną, skoro chodzi z samym menadżerem Barcy.
- I w końcu ten pomysł o wywiadzie. Nie wiem, co z tego wyniknie, ale na pewno nas zaskoczysz. :)
A teraz minusy:
- Hmmm... E... Nie ma minusów! Jak dla mnie opowiadanie jest doskonałe! Gratuluję Ci tak niesamowitego talentu i kunsztu literackiego. :) Czekam na więcej! Pisz szybciutko, bo już nie mogę się doczekać. :)
Obserwuję. ;*
Czekam na Twoje odwiedzinki u mnie:
http://hogwart-naszymi-oczami.blogspot.com/
P.S. Trochę się rozpisałam, ale no cóż... Taka gaduła już ze mnie jest. ;*
świetne : )
OdpowiedzUsuńczekam na kolejne rozdziały : D
zapraszam do mnie: http://justyna-bloog.blogspot.com
Opis umieszczony na początku jest wprost cudny! Chciałabym, wyłonić z niego mój ulubiony moment, ale nie potrafię. To niemożliwe. Tematyka bardzo mi się podoba - piłka nożna od pewnie czasu zaciekawiła mnie, dzięki czemu nie mogę przegapić żadnego meczu. Pozdrawiam i zapraszam do siebie ^^
OdpowiedzUsuńhttp://messedupworldxoxo.blogspot.com/