"A drop
in the ocean,
a
change in the weather."*
Światło,
okropny, jaskrawy blask siłą wdziera mi się pod powieki,
odpychając resztki snu. Przykrywam twarz kocem, jest mi źle. Jestem
spragniona, a ból głowy uniemożliwia mi logiczne myślenie.
Nie potrafię przypomnieć sobie ostatniej nocy. Zwlekam się z
łóżka, mam na sobie koszulkę z logo Happysad, nie
pamiętam, żebym ją zakładała. Zerkam na zegarek, jest dwunasta.
Słyszę jakieś szmery, to dobrze, nie jestem sama.
- Lidia?! - chcę zawołać, jednak ledwo chrypię.
Działa. Po dwóch
minutach widzę zatroskaną przyjaciółkę, z paczką tabletek
w jednej ręce i kubkiem wody w drugiej. Kiwam głową w podzięce, a
ona rozumie mój gest, widzę to w jej oczach. Rozgryzam dwie
białe pastylki, są obrzydliwie gorzkie.
- Krzywisz się jak pięciolatka – szydzi ze mnie.
Wybucham śmiechem,
wiem, że to prawda. Wypijam duszkiem zawartość kubka i jest mi
lepiej.
- Co nabroiłam? - pytam nieśmiało. Boję się tego, co mogłam zrobić.
- Właściwie to nic takiego.
Oddycham z ulgą.
- Wiesz, po raz pierwszy tak się upiłam – wyznaję szczerze. To prawda, zawsze miałam jakieś hamulce, nie mam pojęcia, co się wczoraj ze mną stało.
- Nic takiego – uśmiecha się tajemniczo – oprócz tego, że potknęłaś się i wpadłaś na jednego z piłkarzy.
- Co?! Na którego?!
- Csi! - przykłada palec wskazujący do ust. - Nie usłyszałaś najlepszego. Kiedy cię złapał, krzyknęłaś, że to był faul i że powinien dostać czerwoną kartkę.
- Spalę się ze wstydu.
Robi mi się
duszno, gorąco, czuję, jakby za oknem było co najmniej
czterdzieści stopni. Próbuję dojrzeć niebo, lecz widzę
tylko jego szary skrawek, resztę przysłaniają mi żaluzje, ale i
tak nie może być więcej niż dwadzieścia stopni. Jestem tego
pewna.
- O spalonym też coś mówiłaś – moja przyjaciółka wybucha śmiechem. - A potem zabrałyśmy cię do domu na specjalne życzenie Karoliny. Nie mogła patrzeć na to, jak się upokarzałaś. Ja, jako twoja przyjaciółka chętnie pobawiłabym się twoim kosztem, zresztą mam nadzieję, że znajdę jeszcze okazję.
Okazję? Nie
rozumiem, o czym mówi, już nigdy w życiu nie spotkam się z
żadnym piłkarzem, żadnym Hiszpanem, a najlepiej żadnym mężczyzną.
I nie zjem choćby cukierka z alkoholem. Mam nauczkę, panna
„moralizatorka”, wmawiająca każdemu, że alkohol jest dobry
tylko w małej ilości, upiła się i zrobiła coś głupiego. Marzę,
żeby zapomnieć to, co właśnie usłyszałam.
- Przestań ją męczyć. - do pokoju wchodzi Karolina, cała w skowronkach.
- Coś jeszcze mnie ominęło? - unoszę brew ze zdziwieniem.
Dziewczyna
przegląda jakieś kartki i kołysze lekko biodrami. Mam wrażenie,
że stało się coś radosnego, czym chciałaby się z nami
podzielić.
- Kto rano wstaje... – zaczyna szatynka i wybucha perlistym śmiechem, ale widząc nasze zagubione spojrzenia lituje się nad nami. - No wiecie, mam tutaj listę pytań.
Lidia rzuca jej
się w ramiona. Kompletnie zapomniałam o pytaniach, beznadziejna ze
mnie przyjaciółka.
- Która godzina? Wydaje mi się, że byłaś umówiona na trzynastą, tuż po treningu? - pytam i sięgam do kieszeni po komórkę.
- Dwudziestego pierwszego – odpowiada zdawkowo, czytając pytania przygotowane przez Karo.
- Lidia, dzisiaj jest dwudziesty pierwszy! - upominam ją. Jestem tego pewna, wiem, kiedy przyjechałam do Hiszpanii.
Przeszukuję
kurtkę, ale tam także nie ma mojego telefonu. Sprawdzam torebkę.
Jesika robi przerażoną minę.
- Mam tam być za pięć minut! - krzyczy i wyrzuca z szafy wszystkie ubrania. - Za strojne, za mało profesjonalne, za krótkie, za długie – komentuje.
Przeszukałam już
chyba każdy zakamarek torby, ale nigdzie nie ma mojej nokii.
- Gdzie jest ten cholerny telefon?! - pytam bardziej siebie niż dziewczyn.
Lidia porywa
czarną ołówkową spódnicę i białą koszulę z
długimi rękawami.
- To właśnie miałam na myśli, kiedy mówiłam o zabawie twoim kosztem, ale resztę opowie ci Karolina – mówi pospiesznie i ucieka do łazienki.
Patrzę pytająco
na Karolinę, która uśmiecha się lekko zakłopotana.
- Rano dostała od ciebie sms'a.
- Niemożliwe, przecież przed chwilą wstałam - zaprzeczam.
- O to mi właśnie chodzi.
Szatynka pokazała
mi ową wiadomość na telefonie mojej przyjaciółki,
była po angielsku.
Cześć,
twoja koleżanka chyba
zgubiła telefon.
Chętnie jej go oddam.
Czekam. Niedziela, po
meczu, przed stadionem.
- Myślisz, że to ktoś związany z piłką? - pytam zbyt pochopnie, żeby pomyśleć nad sensem tego zdania.
- Nie, to pewnie ksiądz – odpowiada ironicznie. - Pewnie lubi sobie pokibicować, tak między mszą, a nieszporami.
- Dobra. - unoszę ręce w poddańczym geście. - Już o nic nie pytam. Znając moje szczęście, będzie to ktoś w okolicach czterdziestki i zażąda ode mnie znaleźnego tak wysokiego jak trzy moje pensje.
Oczami Lidii.
Wsiadam
do srebrnego fiata punto, trzęsącymi się rękoma próbuję
umieścić kluczyki w stacyjce, ale metal wyślizguje mi się z rąk
i ląduje gdzieś pomiędzy siedzeniami. Cholera, nigdy się nie
spóźniam, a tym razem, gdy stoję przed szansą awansu, albo
przynajmniej pochwały od szefowej, musiałam zapomnieć.
Oczyma wyobraźni już widzę tę wychudłą, apodyktyczną autokratkę, która, z zawiedzioną, rozżaloną i sztucznie współczującą miną opowie mi o tym, jak wielkim zaufaniem obdarzyła mnie, gdy zgodziła się, żebym pracowała aż z Barcelony. Tak, teraz na pewno wyrzuci mnie z tego podrzędnego pisemka online.
Oczyma wyobraźni już widzę tę wychudłą, apodyktyczną autokratkę, która, z zawiedzioną, rozżaloną i sztucznie współczującą miną opowie mi o tym, jak wielkim zaufaniem obdarzyła mnie, gdy zgodziła się, żebym pracowała aż z Barcelony. Tak, teraz na pewno wyrzuci mnie z tego podrzędnego pisemka online.
Odnajduję
kluczyki i odpalam samochód. Warkot silnika trochę mnie
uspokaja, oddycham głęboko. Uwielbiam zapach benzyny. Mijam
zatłoczone uliczki, kolorowe domki, śliczne, stare kamienice, nie
mam czasu, żeby kolejny raz na nowo odkryć to piękne miasto.
Nerwowo zerkam na zegarek. Jestem już spóźniona, ale tylko
dziesięć minut. Dojeżdżam na miejsce. Zgłaszam imię i nazwisko
tuż przy wejściu, a następnie biegnę w kierunku szatni. Korytarz
jest zimny i ciemny, przez małe okienko sączy się zbyt mało
światła słonecznego, żeby rozproszyć mroki w tak długim
pomieszczeniu. Nie ma nikogo, moje kroki odbijają się echem. Czuję
piekące łzy pod powiekami. Zaglądam do jednego, a potem drugiego
pomieszczenia. Wychodzę i wydaje mi się, że słyszę jakiś
dźwięk. Biegnę, zostały jeszcze jedne drzwi, których nie
otworzyłam. Są białe, lakierowane, mieszczą się na samiutkim
końcu korytarza. Powoli otwieram, ale to, co za nimi widzę, napawa
mnie tylko goryczą. Na ławeczce siedzi mężczyzna, wysoki brunet,
dość dobrze zbudowany. Ubrany w zwykły biały t-shirt i jeansy.
Prawdopodobnie jakiś woźny. Zrezygnowana siadam obok niego, a on
patrzy na mnie lekko skonsternowany.
- Muszę sobie odpocząć, to był naprawdę ciężki dzień – wzdycham.
Nieznajomy
nadal wpatruje się we mnie z szeroko otwartymi oczyma. Mam gdzieś co o mnie pomyśli, ja po prostu muszę sobie usiąść, żeby nie osunąć się na ziemię.
- Psychofanka?
- Zwariowałeś?! - prawie krzyczę. - Nie masz prawa mnie osądzać, jesteś tylko woźnym. Czas się wziąć za naukę kolego! - upominam go. - I tak dla jasności – dziennikarka.
Jestem zdenerwowana. Na siebie, na tę sytuację, na wszystko. Wybucham niekontrolowanym gniewem i wiem, że robię coś złego.
Mężczyzna
uśmiecha się podejrzanie, może ze mną flirtuje? Nie umówię się z nim na żadną
randkę, o nie! Nigdy w życiu nie umówiłabym się z kimś...
związanym z piłką nożną. Nawet jeśli to tylko woźny.
- Byłaś umówiona na wywiad?
- Nie, tak sobie tu przyszłam – wypalam trochę zbyt agresywnie i przygryzam wargę, widząc skwaszoną minę bruneta. - Przepraszam. Jestem trochę nie w sosie, bo ten arogancki palant nie mógł poczekać na mnie tych- zerkam na zegarek – dwunastu minut.
- Skąd wiesz, że to arogancki palant? - uśmiecha się uroczo.
- Skoro nie mógł na mnie poczekać....
- Masz rację. - kiwa głową.
Nie
wiem, czy mówi szczerze, czy stara się być miły, ale prawdopodobnie zaczynam go lubić.
- Chyba odciągnęłam cię od pracy- zauważam.
- Właściwie, to jestem już po i zaraz wychodzę.
- W takim razie, udajmy się razem w stronę wyjścia i tak nie mam tu co robić.
Bierze
jakąś torbę i przepuszcza mnie w przejściu. Odprowadza mnie do samochodu, a
kiedy chcę otworzyć drzwi, przytrzymuje je ręką.
- Może spotkamy się przy kawie? - proponuje śmiało.
O nie! Panikuję. Wpatruję się uporczywie w buty i próbuję wymyślić jakąś
wymówkę. Nagle wszystkie słowa okazują się beznadziejnie
niepasujące do sytuacji.
- Ja... wiesz, właściwie to jest ktoś i... on jest ważny – kłamię.
- Chyba mnie nie zrozumiałaś. – wybucha perlistym śmiechem.- Nie przedstawiłem się. Arogancki palant, miło mi – wyciąga do mnie rękę.
- Reklama dźwignią handlu – mówię lekko zaskoczona, a potem jeszcze raz analizuję naszą rozmowę. - O cholera! - z moich ust wydobywa się coś na kształt piśnięcia. - Nawet nie miałam czasu, żeby przeglądnąć sobie twoje zdjęcia. Przepraszam, nie chciałam cię obrazić, myślałam, że na mnie nie zaczekałeś.
No i
pięknie, obraziłam samego Cristiana Tello, piłkarza FC Barcelony i
całkiem miłego chłopaka. Jak zwykle, brawo ja!
Cristian oferuje
swój samochód, a ja w dobie codziennych morderstw,
gwałtów i porwań, postanawiam jednak zaufać niedawno
poznanemu człowiekowi i wsiadam z nim do srebrnego audi Q7.
Jedziemy
nieznanymi mi dotąd zakamarkami miasta i moja niepewność narasta.
Staram się nie patrzeć na Tello, czuję się jak ostatnia idiotka.
Taka ze mnie profesjonalna dziennikarka.
- Jeśli chcesz, możemy zacząć nasz wywiad – uśmiecha się serdecznie. Wygląda tak uroczo.
- Ja... - jąkam się. - Tylko wyjmę pytania. - sięgam do torebki, lecz jej tu nie ma, bo zostawiłam ją w swoim fiacie. No pięknie.
- Coś się stało? Nie stresuj się, jeszcze nigdy żaden dziennikarz nie rozpoczął wywiadu tak ciekawie. Wiesz, nazwałaś mnie woźnym, nakrzyczałaś na mnie i osądziłaś, kazałaś wziąć się za naukę. Już masz punkt za oryginalność.
Nie
mówi tego poważnie, chyba stara się mnie rozluźnić, ale ja
czuję się coraz gorzej. Jestem pewna, że to się nie uda.
Dojeżdżamy
na miejsce i wysiadamy z pojazdu. Przede mną stoi mała, drewniana
chatka. Wchodzimy do jej wnętrza, w którym roznosi się
zapach czekolady. Jest pięknie, nastrojowo i tak spokojnie. Nigdy
wcześniej tu nie byłam. Zajmujemy stolik w rogu, oddzielony
parawanami od innych. Przy ścianie stoją regały, na których
kurzy się mnóstwo książek. Biorę do ręki kartę,
oprawioną w skóropodobny materiał i długo nie muszę się
zastanawiać, bo moją uwagę przyciąga kremowa gorąca czekolada z
miętą i skórką pomarańczy. Mój towarzysz wybiera
waniliowe machiatto i chyba pora rozpocząć wywiad.
- Piękne miejsce – zauważam. Na razie stąpam po bezpiecznym gruncie.
- Wyjątkowe. Przychodziłem tu jako dzieciak.
Dopiero
teraz zauważam, jak bursztynowe są jego oczy... Ups, rozmarzyłam
się trochę za bardzo, trzeba wziąć się w garść. Włączam
magnetofon i zadaje jedno, moim zdaniem dość sensowne pytanie.
- Jaką pozycję preferujesz? - Tello patrzy na mnie jak na kosmitkę, a ja po chwili robię się czerwona jak burak. - No wiesz... chodziło mi o piłkę. Na jakiej pozycji lubisz grać?
Wybucha
śmiechem, kolejny raz. Czuję się jak klown.
- Najczęściej pojawiam się na boisku w roli pomocnika i to mi pasuje.
Mam! Do
głowy wpadł mi świetny pomysł i jestem z niego tak dumna, że
mogłabym odtańczyć taniec zwycięstwa. Mogę połączyć ploteczki
ze sportem.
- Zostawmy piłkę, przecież nie o tym przyszliśmy tu rozmawiać.
- Nie? - unosi brew.
- Nie do końca. - puszczam mu oczko. - Wolałabym pogadać o dziewczynach. Masz jakiś typ dziewczyn?
- Jasne, że mam. Lubię drobne blondynki, ale wygląd nie jest w sumie taki ważny. Ważne jest, żeby miała w sobie to coś, żeby była miła, urocza i zabawna...
* Ron Pope - Drop in the ocean
* * *
Witam po raz kolejny!
Cieszę się, że znów spotykacie się ze mną w tej historii. Mam nadzieję, że nie rozczaruje was ten rozdział. Jest trochę inny, na pewno dłuższy niż poprzednie i pojawia się tu nowa perspektywa. No, ale jeden bohater to trochę za mało jak dla mnie. Dziękuję za wszystkie komentarze, szczególnie EVENSTAR, która prowadzi świetnego bloga i bardzo uważnie czyta moje opowiadanie. Dziękuję!
Pozdrawiam i życzę słodkich, fantazyjnych snów.
WoW :) Kurcze, wciągnęłam się :) Bosz...Jak Tello jej się przedstawił !! :D I jak ona mogła pomylić go z woźnym :) Jestem ciekawa dalszej części wywiadu :) Ahh.nie mogę się już doczekać :D
OdpowiedzUsuńczarnystroz.blogspot.com
U mnie już rozdział 2..serdecznie zapraszam i przepraszam za spam :)
OdpowiedzUsuńczarnystroz.blogspot.com
:)
Bardzo fajnie piszesz :) Jestem pod wrażeniem Twojego talentu :)
OdpowiedzUsuńŻyczę WENY :)
mlwdragon.blogspot.com
darykhyrezis.blogspot.com
Zapraszam na rozdział III (czarnystroz.blogspot.com)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za spam :D
Pozdrawiam ;)
Witam!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale ćwiczyłam i nie miałam za bardzo czasu :)
Ogólnie blog jest fajny... dowiedziałam się jak ma na imię jeden piłkarz, którego nie znałam.
Muszę przyznać, że jest mało takich blogów o piłce nożnej... jeszcze w dodatku prowadzone przez dziewczynę, więc muszę ci przyznać nieśmiało, że to jest bardzo oryginalny pomysł :D
Czekam z niecierpliwością, na kolejne rozdziały :)
Spam: http://psychiclovemaggie.blogspot.com/